piątek, 31 maja 2013

Meksyk

Żeby nie było nudno, że ciągle Hong Kong i Hong Kong to postanowiłam zmienić klimaty i opisać Meksyk, w którym spędziłam miesiąc. Będzie o ludzich, których poznałam, o miejscach, które należy unikać i o tym dlaczego w godzinach szczytu metro ma osobne wagony dla kobiet i dla mężczyzn ( tą historię zostawię na deser :)

Meksyk - jeśli ktoś myśli, że na każdym kroku są tam przystojni mężczyzni jak w telenowelach meksykańskich to się myli i to bardzo!Tamtejsi mężczyzni są mali, pulchni i często brakuje im zębów! Jak już napotkałam jakiegoś interesującgo, wysokiego mężczyznę to okazywało się, że z Argentyny albo Chile. Wniosek jeśli któraś z pań czytających chce się uczyć hiszpańskiego i marzy jej się przystojny wysoki nauczyciel to zdecydowanie odradzam Meksyk ;)

          Meksyk wyszedł mi całkiem spontanicznie. Będąc w Stanach wpadłam na pomysł aby "wpaść" do Meksyku. Oczywiście fuksem udało mi się kupić tani bilet i zrobiłam sobie miesięczną objazdówkę. Pierwsze chwile po przylocie niezbyt miłe. Na lotnisku brak oznaczeń jak dojść do metra, brak też oznaczen gdzie jest informacja. turystyczna albo cokolwiek. W końcu znalazła się i informacja i metro. Tamtejsze metro działa rewelacyjnie. Ogromna ilość linii sprawia, że można wszędzie dotrzeć. Pojawiają się jednak problemy - wszędzie jest ogromna ilość schodów i brak podjazdów dla niepełnosprawnych oraz wind a przesiadka ( piechotą) z jednej linii na drugą zajmuje czasem ponad 10 minut! Za raz kupiony bilet można przesiadać się nieskończoną ilość razy. Metrem trzeba się przejechać bo jest niezwykłe. Na każdej stacji wsiadają ludzie sprzedający niezliczoną ilość pierdołów od szczoteczek do zębów po lizaki, książki do angielskiego czy też płyty krzycząc przy tym niemiłosiernie. Nigdzie indziej czegoś takiego nie widziałam.

          Wysiadłam na stacji metra. Dookoła masa pucybutów i kawiarenek internetowych, w których średnio 9/ 10 osób korzystało z facebooka! Z moim ulubionym zielonym plecakiem przebijałam się przez ludzi by dotrzeć do miejsca gdzie miałam mieć nocleg. Szybki prysznic i jestem gotowa na podbój miasta. Ledwo wyszłam i już pierwszy namolny człowiek się nadwinął od którego nie mogłam się uwolnić przez dobre 40 minut. Pomimo, iż non stop mówiłam, że nie mam ochoty na znajomość. Udało mi się zgubić go wskakując do sklepu z trumnami. Trumny jak trumny - podobne do naszych polskich.
           Z jednego oszołoma wpakowałam się w ....całą grupę oszołomów. Na głównym placu przed katedrą widzę tańczących i  rozebranych do połowy i przystrojonych w piuropusze mężczyzn i kobiety. Mówią , że przywracają dobrą energię i odstraszają złe duchy za pomocą kadzidełek i ognia. Tłum ludzi stoi w kolejce. Biznes jest niezły bo ludzie sporo wrzucali. Oczywiście i ja się poddałam z ciekaości ( oczywiście w takie rzeczy nie wierzę). Pytam się czy po tym zabiegu frajerzy i inni popaprańcy emocjonalni się już do mnie nie zbliżą. Kobieta macha głoową zapewniając, że będę przyciągać same właściwe osoby. Nie sprawdziło się! Sam zabieg, hmm warto dla zabawy się mu poddać. Dostaje się do ręki jakieś palmy i inne zielsko, które następnie się pali. Kobieta staje za naszymi plecami i przykłada gorące naczynie do naszych pleców. Na zakończenie trzeba obmyć twarz wodą i ... zapłacić - cala filozofia.







            To co mi się podoba w Meksyku ( podobnie jest w Istambule) to to, że kilka ulic koło siebie sprzedaje suknie ślubne, kilka dalszych - sedesy, kolejne - książki. Nie trzeba zatem biegać po całym mieście aby coś znależć.

           Jak ktos się wybiera do stolicy to koniecznie musi zobaczyć Muzeum Antropologiczne. Pół dni to i tak za mało. Sale zawierają ekspozycje dotyczące życia Majów, Azteków, przedstawiają też tradycyjne święta i stroje ludowe.
         
         Moje zboczenie jak pewne każdy dobrze wie to synagogi :). Wszędzie gdzie jestem szukam gmin żydowskich i synagog. W Meksyku jest ich koło dziesięciu, żeby jednak do nich wejść trzeba mieć pozwolenie od rabina albo uśmiechnąć się do pana portiera. Ja pozwolenie dostałam i to od samego rabina, który okazało się, że ma polskie pochodzenie :) ( o tym opowiem w innym poście)



Do samej stolicy jeszcze wrócę bo najciekawsze rzeczy wydarzyły się kiedy powróciłam do stolicy. Tymczasem moim celem był Jukatan. Nie zdawałam sobie sprawy, że dojazd autobusem ze stolicy zajmuje 24h. Postanowiłam zatem znależć jakieś miasto w połowie drogi i w nim się zatrzymać. Padło na Veracruz, choć nie miałam bladego pojęcia co tam jest. Dzień wcześniej kupiłam bilet autobusowy. Wyjazd następnego dnia wieczorem. Aby nie chodzić z plecakiem i w upale postanowiłam pojechać na dworzec parę godzin wcześniej. W metrze zaczepił mnie chłopak...Co było dalej i o tym jak można popsuć sobie wakacje w następnym poście :) obiecuję, że napiszę go szybko :)




Hong Kong cz. III

Po długim czasie kolejna część opowieści. Dalej jesteśmy w Hong Kongu.

Zacznę od historii, która okazała się początkiem mojej kolejnej wyprawy. Peter u którego mieszkałam jest prawdziwym obieżyświatem. W mieszkaniu można zobaczyć pamiątki z najbardziej odległych miejsc na świecie. Moją uwagę najbardziej przyciągnęły muszle św. Jakuba, które są symbolem wszystkich pielgrzymów udających się drogą św. Jakuba do Santiago de Compostela w Hiszpanii.Już od wielu lat chciałam przejść tą trasę ale nie chciałam tego robić sama i obawiałam się, że nie uda mi się pokonać tak długiego dystansu. Peter przeszedł wszystkie trasy, łącznie z tą która zaczyna się w centralnej Francji. Któregoś dnia Peter przyniósł film: The Way, który opowiada historię ojca, którego syn wybierał się jako pielgrzym do Santiago. Na granicy francusko - hiszpańskiej w wyniku uderzenia pioruna traci go. Mężczyzna  przylatuje na miejsce zdarzenia, postanawia zabrać plecak syna i ruszyć w do Santiago. Film się skończył a ja czekałam na komentarz Petera. Peter westchnął i powiedział: Tak, tam naprawdę tak jest, ten film oddaje ducha tej drogi. W kwietniu lecę do Włoch na trekking. Do pokonania łącznie 450 km. Część trasy nazywa się Camino di Assisi i biegnie przez Asyż. Zbiera się stemple tak jak w Hiszpanii. Jak chcesz możesz iść ze mną. Spojrzałam na niego i w ciągu paru sekund powiedziałam, a w zasadzie wykrzyczałam, że idę!!!Choć Włochy nie leżą na końcu świata to jednak ten wyjazd będzie dla mnie niezapomniany bo okazał się prawdziwą lekcją życia i przyjazni. Kiedyś o niej napiszę w blogu a teraz wracam do Hong Kongu.

Zrobiłam swoje top 10 miejsc wartych zobaczenia, które nie są odwiedzane przez turystów ( o największych atrakcjach można przeczytać wszędzie zatem pominę je):

  1. Meczet na samym szczycie wyspy Hong Kong ( drugi znajduje się na wyspie Kawloon ale nie jest już tak niezwykły). Stojąc przed meczetem i patrząc w górę widać niekończące się wieżowce z licznymi okienkami i balkonikami. Miałam ogromne szczęście bo po miejscu oprowadzał mnie pan, który jest muzułmaninem i który mieszkał tam ponad 40 lat. Nie mył chyba zębów przez więcej niż miesiąc i chyba tyle samo czasu nie mył się ale za to opowiedział mi wszystko co tylko było możliwe o islamie w Hong Kongu. Rozmawialiśmy razem przez ponad 2 godziny.Zdobyłam wiedzę, która jest bezcenna :)
  2. Synagoga żydowska z dziełami Marca Chagalla. Jedna z piękniejszych synagog jakie w życiu widziałam. Żeby do niej wejść trzeba mieć zgodę od tamtejszej gminy żydowskiej i umówić się wcześniej na określony termin. Gmina dysponuje ogromną biblioteką z książkami dotyczącymi judaizmu. Jak powiedziała mi pracująca tam żydówka chińskiego pochodzenia z biblioteki tej korzysta jedna osoba na kilka miesięcy. Zatem poczułam się zaszczycona :)
  3. Cmentarz protestancki, muzułmański i chiński na wyspie Hong Kong - kolejne ciekawe miejsce. Cmentarz położony jest na wzgórzu a dookoła widać wieżowce. Niektóre nagrobki, zwłaszcza te na cmentarzu muzułmańskim są niezwykłe bo na płycie znajdują się napisy zarówno po arabsku jak i po chińsku. Obecnie miasto ma ogromne problemy z miejscami grzebalnymi. Miasto coraz bardziej się rozwija ( hmm czy to miasto może osiągnąć jeszcze większy poziom rozwoju? hmm wątpię) i brakuje miejsca na cmentarzach. Często ceny miejsc grzebalnych są porównywalne do cen mieszkań w Hong Kongu. Jeśli kogoś nie stać na miejsce przechowuje spopielone zwłoki swoich bliskich w zakładach pogrzebowych w specjalych pojemnikach. 
  4. Peng Chau Island - malutka wyspa na której zatrzymał się czas - bajkaaaa. Zero turystów, prawie nikt z mieszkańców nie mówi po angielsku, urocze świątynie i kapliczki - tego się nie da opisać - to trzeba zobaczyć.


  5. Dzielnica SOHO - jedna z bardziej burżuazyjnych dzielnic w Hong Kongu gdzie znajdują się restauracje z całego świata. Niestety polskiej restauracji brak
  6. Klub sportowy na samym szczycie wyspy Hong Hong. Można tam jedynie wejść kiedy mieszka się w Hong Kongu i jest się członkiem tego klubu. Ja nie mieszkam ( póki co :)) ale Peter jest wieloletnim członkiem i dlatego miałam możliwość wejść. Chyba nie mogłabym tam ćwiczyć bo widok jest tak niesamowity, że zamiast grać w tenisa cały czas podziwiałabym rozciągającą się panoramę.
  7. Wyspa Lantau - na niej znajduje się największy na świecie siedzący Budda. Można do niego dojść na piechotę albo pojechać kolejką. To drugie rozwiązanie jest dla frajerów i leniwców. Kolejka jest strasznie droga i trzeba długo na nią czekać. Dodatkowo sama wyspa to ogrom szlaków turystycznych prowadzących przez urocze wzgórza przypominające Bieszczady i kilometry piaszczystych plaż na których nie ma ludzi.


  8. Targ na wyspie Hong Kong - odbywa się codziennie rano. Kusi niezwykłymi zapachami i wspaniałymi smakami.




  9. Gurdwara - świątynia sikhijska

  10. Biblioteka główna - niezwykłe miejsce, które warto zobaczyć ze względu na panoramę, która rozciąga się z ostatniego piętra na całe miasto. Dla spragnionych wiedzy biblioteka oferuje ogromny księgozbiór zarówno dla dzieci jak i dla dorosłych.


Miejsc do których nie docierają turyści jest o wiele więcej. Chcialam pokazać tylke te który najbardziej mnie urzekły. Poniżej jeszcze parę innych zdjęć z centrum Hong Kongu aby zachęcić do odwiedzenia tego niezwykłego miejsca :) W następnej części Meksyk. Obiecuję, że następny post pojawi się zdecydowanie szybciej niż ostatni :)