Żeby nie było nudno, że ciągle Hong Kong i Hong Kong to postanowiłam zmienić klimaty i opisać Meksyk, w którym spędziłam miesiąc. Będzie o ludzich, których poznałam, o miejscach, które należy unikać i o tym dlaczego w godzinach szczytu metro ma osobne wagony dla kobiet i dla mężczyzn ( tą historię zostawię na deser :)
Meksyk - jeśli ktoś myśli, że na każdym kroku są tam przystojni mężczyzni jak w telenowelach meksykańskich to się myli i to bardzo!Tamtejsi mężczyzni są mali, pulchni i często brakuje im zębów! Jak już napotkałam jakiegoś interesującgo, wysokiego mężczyznę to okazywało się, że z Argentyny albo Chile. Wniosek jeśli któraś z pań czytających chce się uczyć hiszpańskiego i marzy jej się przystojny wysoki nauczyciel to zdecydowanie odradzam Meksyk ;)
Meksyk wyszedł mi całkiem spontanicznie. Będąc w Stanach wpadłam na pomysł aby "wpaść" do Meksyku. Oczywiście fuksem udało mi się kupić tani bilet i zrobiłam sobie miesięczną objazdówkę. Pierwsze chwile po przylocie niezbyt miłe. Na lotnisku brak oznaczeń jak dojść do metra, brak też oznaczen gdzie jest informacja. turystyczna albo cokolwiek. W końcu znalazła się i informacja i metro. Tamtejsze metro działa rewelacyjnie. Ogromna ilość linii sprawia, że można wszędzie dotrzeć. Pojawiają się jednak problemy - wszędzie jest ogromna ilość schodów i brak podjazdów dla niepełnosprawnych oraz wind a przesiadka ( piechotą) z jednej linii na drugą zajmuje czasem ponad 10 minut! Za raz kupiony bilet można przesiadać się nieskończoną ilość razy. Metrem trzeba się przejechać bo jest niezwykłe. Na każdej stacji wsiadają ludzie sprzedający niezliczoną ilość pierdołów od szczoteczek do zębów po lizaki, książki do angielskiego czy też płyty krzycząc przy tym niemiłosiernie. Nigdzie indziej czegoś takiego nie widziałam.
Wysiadłam na stacji metra. Dookoła masa pucybutów i kawiarenek internetowych, w których średnio 9/ 10 osób korzystało z facebooka! Z moim ulubionym zielonym plecakiem przebijałam się przez ludzi by dotrzeć do miejsca gdzie miałam mieć nocleg. Szybki prysznic i jestem gotowa na podbój miasta. Ledwo wyszłam i już pierwszy namolny człowiek się nadwinął od którego nie mogłam się uwolnić przez dobre 40 minut. Pomimo, iż non stop mówiłam, że nie mam ochoty na znajomość. Udało mi się zgubić go wskakując do sklepu z trumnami. Trumny jak trumny - podobne do naszych polskich.
Z jednego oszołoma wpakowałam się w ....całą grupę oszołomów. Na głównym placu przed katedrą widzę tańczących i rozebranych do połowy i przystrojonych w piuropusze mężczyzn i kobiety. Mówią , że przywracają dobrą energię i odstraszają złe duchy za pomocą kadzidełek i ognia. Tłum ludzi stoi w kolejce. Biznes jest niezły bo ludzie sporo wrzucali. Oczywiście i ja się poddałam z ciekaości ( oczywiście w takie rzeczy nie wierzę). Pytam się czy po tym zabiegu frajerzy i inni popaprańcy emocjonalni się już do mnie nie zbliżą. Kobieta macha głoową zapewniając, że będę przyciągać same właściwe osoby. Nie sprawdziło się! Sam zabieg, hmm warto dla zabawy się mu poddać. Dostaje się do ręki jakieś palmy i inne zielsko, które następnie się pali. Kobieta staje za naszymi plecami i przykłada gorące naczynie do naszych pleców. Na zakończenie trzeba obmyć twarz wodą i ... zapłacić - cala filozofia.
To co mi się podoba w Meksyku ( podobnie jest w Istambule) to to, że kilka ulic koło siebie sprzedaje suknie ślubne, kilka dalszych - sedesy, kolejne - książki. Nie trzeba zatem biegać po całym mieście aby coś znależć.
Jak ktos się wybiera do stolicy to koniecznie musi zobaczyć Muzeum Antropologiczne. Pół dni to i tak za mało. Sale zawierają ekspozycje dotyczące życia Majów, Azteków, przedstawiają też tradycyjne święta i stroje ludowe.
Moje zboczenie jak pewne każdy dobrze wie to synagogi :). Wszędzie gdzie jestem szukam gmin żydowskich i synagog. W Meksyku jest ich koło dziesięciu, żeby jednak do nich wejść trzeba mieć pozwolenie od rabina albo uśmiechnąć się do pana portiera. Ja pozwolenie dostałam i to od samego rabina, który okazało się, że ma polskie pochodzenie :) ( o tym opowiem w innym poście)
Do samej stolicy jeszcze wrócę bo najciekawsze rzeczy wydarzyły się kiedy powróciłam do stolicy. Tymczasem moim celem był Jukatan. Nie zdawałam sobie sprawy, że dojazd autobusem ze stolicy zajmuje 24h. Postanowiłam zatem znależć jakieś miasto w połowie drogi i w nim się zatrzymać. Padło na Veracruz, choć nie miałam bladego pojęcia co tam jest. Dzień wcześniej kupiłam bilet autobusowy. Wyjazd następnego dnia wieczorem. Aby nie chodzić z plecakiem i w upale postanowiłam pojechać na dworzec parę godzin wcześniej. W metrze zaczepił mnie chłopak...Co było dalej i o tym jak można popsuć sobie wakacje w następnym poście :) obiecuję, że napiszę go szybko :)
Meksyk - jeśli ktoś myśli, że na każdym kroku są tam przystojni mężczyzni jak w telenowelach meksykańskich to się myli i to bardzo!Tamtejsi mężczyzni są mali, pulchni i często brakuje im zębów! Jak już napotkałam jakiegoś interesującgo, wysokiego mężczyznę to okazywało się, że z Argentyny albo Chile. Wniosek jeśli któraś z pań czytających chce się uczyć hiszpańskiego i marzy jej się przystojny wysoki nauczyciel to zdecydowanie odradzam Meksyk ;)
Meksyk wyszedł mi całkiem spontanicznie. Będąc w Stanach wpadłam na pomysł aby "wpaść" do Meksyku. Oczywiście fuksem udało mi się kupić tani bilet i zrobiłam sobie miesięczną objazdówkę. Pierwsze chwile po przylocie niezbyt miłe. Na lotnisku brak oznaczeń jak dojść do metra, brak też oznaczen gdzie jest informacja. turystyczna albo cokolwiek. W końcu znalazła się i informacja i metro. Tamtejsze metro działa rewelacyjnie. Ogromna ilość linii sprawia, że można wszędzie dotrzeć. Pojawiają się jednak problemy - wszędzie jest ogromna ilość schodów i brak podjazdów dla niepełnosprawnych oraz wind a przesiadka ( piechotą) z jednej linii na drugą zajmuje czasem ponad 10 minut! Za raz kupiony bilet można przesiadać się nieskończoną ilość razy. Metrem trzeba się przejechać bo jest niezwykłe. Na każdej stacji wsiadają ludzie sprzedający niezliczoną ilość pierdołów od szczoteczek do zębów po lizaki, książki do angielskiego czy też płyty krzycząc przy tym niemiłosiernie. Nigdzie indziej czegoś takiego nie widziałam.
Wysiadłam na stacji metra. Dookoła masa pucybutów i kawiarenek internetowych, w których średnio 9/ 10 osób korzystało z facebooka! Z moim ulubionym zielonym plecakiem przebijałam się przez ludzi by dotrzeć do miejsca gdzie miałam mieć nocleg. Szybki prysznic i jestem gotowa na podbój miasta. Ledwo wyszłam i już pierwszy namolny człowiek się nadwinął od którego nie mogłam się uwolnić przez dobre 40 minut. Pomimo, iż non stop mówiłam, że nie mam ochoty na znajomość. Udało mi się zgubić go wskakując do sklepu z trumnami. Trumny jak trumny - podobne do naszych polskich.
Z jednego oszołoma wpakowałam się w ....całą grupę oszołomów. Na głównym placu przed katedrą widzę tańczących i rozebranych do połowy i przystrojonych w piuropusze mężczyzn i kobiety. Mówią , że przywracają dobrą energię i odstraszają złe duchy za pomocą kadzidełek i ognia. Tłum ludzi stoi w kolejce. Biznes jest niezły bo ludzie sporo wrzucali. Oczywiście i ja się poddałam z ciekaości ( oczywiście w takie rzeczy nie wierzę). Pytam się czy po tym zabiegu frajerzy i inni popaprańcy emocjonalni się już do mnie nie zbliżą. Kobieta macha głoową zapewniając, że będę przyciągać same właściwe osoby. Nie sprawdziło się! Sam zabieg, hmm warto dla zabawy się mu poddać. Dostaje się do ręki jakieś palmy i inne zielsko, które następnie się pali. Kobieta staje za naszymi plecami i przykłada gorące naczynie do naszych pleców. Na zakończenie trzeba obmyć twarz wodą i ... zapłacić - cala filozofia.
To co mi się podoba w Meksyku ( podobnie jest w Istambule) to to, że kilka ulic koło siebie sprzedaje suknie ślubne, kilka dalszych - sedesy, kolejne - książki. Nie trzeba zatem biegać po całym mieście aby coś znależć.
Jak ktos się wybiera do stolicy to koniecznie musi zobaczyć Muzeum Antropologiczne. Pół dni to i tak za mało. Sale zawierają ekspozycje dotyczące życia Majów, Azteków, przedstawiają też tradycyjne święta i stroje ludowe.
Moje zboczenie jak pewne każdy dobrze wie to synagogi :). Wszędzie gdzie jestem szukam gmin żydowskich i synagog. W Meksyku jest ich koło dziesięciu, żeby jednak do nich wejść trzeba mieć pozwolenie od rabina albo uśmiechnąć się do pana portiera. Ja pozwolenie dostałam i to od samego rabina, który okazało się, że ma polskie pochodzenie :) ( o tym opowiem w innym poście)
Do samej stolicy jeszcze wrócę bo najciekawsze rzeczy wydarzyły się kiedy powróciłam do stolicy. Tymczasem moim celem był Jukatan. Nie zdawałam sobie sprawy, że dojazd autobusem ze stolicy zajmuje 24h. Postanowiłam zatem znależć jakieś miasto w połowie drogi i w nim się zatrzymać. Padło na Veracruz, choć nie miałam bladego pojęcia co tam jest. Dzień wcześniej kupiłam bilet autobusowy. Wyjazd następnego dnia wieczorem. Aby nie chodzić z plecakiem i w upale postanowiłam pojechać na dworzec parę godzin wcześniej. W metrze zaczepił mnie chłopak...Co było dalej i o tym jak można popsuć sobie wakacje w następnym poście :) obiecuję, że napiszę go szybko :)