wtorek, 30 lipca 2013

Chiny: Chuandixia


Zanim przyjechałam do Chin zobaczyłam w jednej książce zdjęcie tego miejsca. Od razu wiedziałam, że będę chciała zobaczyć je w rzeczywistości. Luo, która mnie gościła w Pekinie wyraziła chęć aby ze mną pojechać.

Chociaż Chuandixia leży zaledwie 90 km od Pekinu to dojazd stanowi nie lada wyzwanie. Trzeba bowiem przebić się przez całe miasto a następnie jechać dwoma autobusami. Gdyby nie fakt, że jechała ze mną rodowita Chinka to nie wiem czy dojechałabym sama do celu. Dojazd ze względu na liczne remonty na trasie i objazdy zajął nam prawie 5h w jedną stronę!

Przed wejściem do wioski, która jest ponoć jedną z najpiękniejszych w Chinach trzeba uiścić drobną opłatę. 

Widoki zrekompensowały męczącą podróż. Otoczona górami Chuandixia jest miejscem w którym zatrzymał się czas. Domy sięgające czasów dynastii Ming i Qing zostały przekształcone w domy dla turystów i restauracje. 











Chiny: Xian - dzielnica muzułmańska








poniedziałek, 29 lipca 2013

Chiny: Xian - Terakotowa Armia

O Terakotowej Armii wpisanej na listę UNESCO słyszałam od dawna. Kultura chińska nigdy jednak nie fascynowała mnie na tyle aby specjalnie jechać do Xian aby ją zobaczyć. I pewnie gdyby nie mój kolega, który wszedł mi na ambicję i powiedział, że "jechać do Chin i nie widzieć Terakotowej Armii to tak samo jak nie widzieć Muru Chińskiego" to faktycznie bym odpuściła sobie Xian. Założyłam się z nim, że tam pojadę i zrobię zdjęcia. Wygrałam zakład! 

Wykończona po całonocnej podróży pociągiem dotarłam do Xian. Na dworcu na turystów czekała masa naciągaczy organizujących wycieczki do Terakotowej Armii i próbujących wcisnąć, że w żaden inny sposób nie można tam dojechać jak tylko korzystając z ich usług. Nie poddałam się chwilę mi zajęło aby dowiedzieć się, że niedaleko dworca jedzie autobus bezpośrednio do Terakotowej Armii. 

Odnalazłam go bez trudu. Autobus zatrzymuje się na parkingu. Aby dojść do Terakotowej Armii trzeba przejść przez sklepy z pamiątkami i restauracjami. Wstęp to 150 yuanów ( ok 95 zł). 

Pojechałam, zobaczyłam i cóż powiedzieć - nie zachwyciłam się. Może faktycznie armia jest warta zobaczenia dlatego, że każdy wojownik wygląda inaczej. Ja jednak niestety nie dostrzegłam tego uroku...







czwartek, 18 lipca 2013

Jordania: Petra

Z Wadi Rum do Petry jedzie się niecałe dwie godziny samochodem. Miejsce to zasłużenie zostało uznane za jeden z Siedmiu Cudów Współczesnego Świata. Do Wadi Rum najlepiej udać się wczesnym rankiem kiedy nie ma jeszcze turystów i poświęcić na zwiedzanie cały dzień. Miejsce jest otwierane już o 6 rano!!!

Byłam jedną z pierwszych osób, które kupiły bilet ( opłacało się o godzinie 10 były już takie tłumy, że zdjęcia nie dalo się żadnego zrobić!!!). Mój kolega, który widział Petrę zdecydował się nie wchodzić. Pozostało mi zatem samotne zwiedzanie. Podobnie jak w Indiach tak i tutaj są różnice w cenie biletu. Jordańczycy płacą 1 dinara jordańskiego obcokrajowcy 50 ( ok 270 zł). Miałam szczęście ponieważ odwiedziłam Petrę na dzień przed podwyżką i za bilet zapłaciłam jedynie 20 dinarów. Istnieje możliwość kupienia biletu na 1, 2 lub 3 dni. Cena wynosi pózniej odpowiednio 55 i 60 dinarów. Z tego co słyszałam powyższa cena obowiązuje jedynie tych turystów, którzy mają wykupiony nocleg i przedstawią rezerwację podczas kupna biletu. W przeciwnym razie cena wynosi 90 dinarów o czym można przeczytać także na stronie internetowej.

Zaraz przy wejściu mężczyzni oferują konie i osiołki - oczywiście za dodatkową opłatą. To co zaskoczyło mnie to sklepiki z pamiątkami, które wczesnym rankiem nie były wcale zabezpieczone. Sprzedawcy chyba mają pełne zaufanie do turystów. Ciekawe czy słusznie...

Chyba tym co zachwyca każdego turystę są skały, które przechodzą w różne kolory- od brązowego po czarny, lekko różowy czy też czerwony.

O Petrze można pisać godzinami ale chyba nie ma to sensu bo są miejsca, których nie da się opisać tylko trzeba je zobaczyć na własne oczy a Petra do takich miejsc należy.












Jordania: Wadi Rum

Jordania była pierwszym muzułmańskim krajem który odwiedziłam. Trafiłam tam zupełnie przypadkiem. Będąc na stypendium w Izraelu moi żydowscy znajomi zaprosili mnie do swoich znajomych, którzy są muzułmanami i mieszkają w jednej z muzułmańskich wiosek w Izraelu.

To w jaki sposób zostaliśmy ugoszczeni do końca życia zostanie w mojej pamięci! Stół uginał się od jedzenia, gospodarze byli niezwykle ciepli i sympatyczni. Biła z nich niesamowita pozytywna energia i dobroć. Na uroczysty obiad zaprosili swojego sąsiada Bassama, który studiował we Wrocławiu i doskonale zna język polski. 

Bassam, który bardzo dobrze zna Jordanię zaproponował mi, że może mi ją pokazać. Umówiliśmy się, że odbierze mnie z przejścia granicznego w Akabie. 

Z Tel - Avivu dojechałam do Eljatu a stamtąd wzięłam taksówkę do przejścia granicznego. Po prawej stronie rozciągają się góry. Byłam tak zachwycona ich widokiem, że kierowca wykorzystał to i podniósł opłatę na liczniku. Moja nauczka na przyszłość, że nawet najpiękniejsze widoki nie mogą przyćmić mojej czujności kiedy jestem w taksówce.

Jako jedyna kobieta przechodzę przez przejście graniczne z fantastyczną pieczątką wbitą do paszportu. Nagle mężczyzni wyskakują z samochodów pytając czy mogą mnie gdzieś podwieżć. Ja uśmiecham się i idę dalej do mojego kolegi, który czekał na samym końcu parkingu obserwując całą sytuację i śmiejąc się, że z tłumu mężczyzn wybrałam jego. 

Dojeżdżamy do Akaby zrobić zakupy na dalszą drogę. Wszystko co widzę to jedno wielkie WOW. Kobiety w burkach, pustynia, moja ulubiona bakława w ogromnych ilościach, flagi jordańskie...Teraz po tylu miejscach, które już widziałam w życiu bym tak nie zareagowała ale parę lat temu kiedy zobaczyłam to wszystko pierwszy raz prawie oszalałam. 

Jedziemy dalej do Wadi Rum. Podróż samochodem zajmuje około godziny. Po obu stronach rozciąga się pustynia a w oddali widać skały i góry. Dojeżdżamy do celu. Na miejscu można wynająć namiot aby przenocować na co się decydujemy. Dookoła cisza a niebo rozświetlone jest gwiazdami.