czwartek, 27 lutego 2014

Argentyna: Buenos Aires - El Ateneo Grand Splendid


Poniżej znajdująca się na Santa Fe Avenue najpiękniejsza księgarnia jaką w życiu widziałam! Nie trzeba dużo pisać. Wystarczy zobaczyć zdjęcia.





Argentyna: Buenos Aires - Synagoga


Miłośnicy kultury żydowskiej powinni z całą pewnością zobaczyć Synagogę Templo Libertad znajdującą się w samym sercu miasta blisko Teatru Colon. 

Przy samej synagodze znajduje się muzeum żydowskie przedstawiające historię Żydów w Argentynie. Ciekawe ale cena moim zdaniem za wstęp zbyt wygórowana w porównaniu do ilości treści i eksponatów. Koszt w przybliżeniu to 30 zł. Niestety aby zobaczyć jedynie synagogę trzeba przejść przez muzeum i tym samym zapłacić za wstęp. Przy wejściu należy zostawić paszport. Odbiera się go przy wyjściu. 

Muzeum jest czynne od wtorku do czwartku od godziny 15-18 i w piątki od 15 - 17.






Argentyna: Buenos Aires - Cmentarz Recoleta


Cmentarz Recoleta znajduje się w samym sercu dzielnicy o tej samej nazwie. Turyści odwiedzają go głównie ze względu na grób Evy Peron i wychodzą.  Warto jednak zostać tutaj odrobinę dłużej aby pospacerować uliczkami i obejrzeć groby. Cmentarz bowiem ze względu na swój układ przypomina małe miasteczko jak w przypadku paryskiego Pere - Lachaise i jest wypełnione zdobionymi alejkami z niezwykłymi mauzoleami.

Przy wejściu do cmentarza znajduje się mapa oraz nazwiska znanych i pochowanych tutaj osób.







środa, 26 lutego 2014

Argentyna: Buenos Aires - La Boca

Zawsze kiedy słyszałam piosenkę Maanamu Boskie Buenos zastanawiałam się czy Buenos Aires jest faktycznie "boskie". Musiałam sprawdzić na własnej skórze by przekonać się czy faktycznie tak jest. 

Wyjazd do Buenos okazał się efektem ubocznym wyjazdu do Rio de Janeiro. Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że tutaj przyjadę to nigdy bym nie uwierzyła. O ile kiedyś myślałam aby tu przyjechać, głównie ze względu na tango argentyńskie, które uwielbiam o tyle ceny biletów lotniczych mnie zawsze odstraszały. Ach raz się żyje pomyślałam kiedy planowałam podróż do Brazylii i kupiłam bilet do Buenos Aires.

Cóż powiedzieć? Chyba tylko tyle, że Buenos jest faktycznie boskie! Gdybym miała stworzyć listę miast, które trzeba zobaczyć i do których można wracać to Buenos z pewnością byłoby w czołówce.

Do stolicy Argentyny dotarłam samolotem z Puerto Iguazu. Na miejscu byłam po północy. Wykończona znalazłam autobus jadący z lotniska do centrum. Nie wiem do końca jak to możliwe, że bez jakiejkolwiek mapy, znając jedynie nazwę jednego parku, dwie ulicę i nazwę ulicy na którym znajduje się hostel dotarłam do celu bez błądzenia ( żeby ktoś nie myślał - hostel znajdował się 30 min na piechotę od dworca autobusowego!). Takie "cuda" często jednak zdarzały się już w mojej podróżniczej karierze. 

Hostel przytulny w typowej argentyńskiej kamienicy. Biorę prysznic i idę spać. 

Architektura powala mnie na kolana! Buenos jest dla mnie połączeniem Tel Avivu i Nowego Yorku. 
Różnorodność budynków jest tak niesamowita, że oglądam miasto z otwartymi ustami!

Pierwszym miejscem jakie chce zobaczyć jest La Boca - portowa dzielnica Buenos Aires, charakterystyczna z kolorowych domów i uliczek. Widziałam setki zdjęć z tej części miasta przed przyjazdem i wiedziałam, że będzie to pierwsze miejsce do którego zawitam po przyjezdzie. 

Dojechać jednak nie było wcale tak łatwo! O ile bez problemu udało mi się zlokalizować autobus o tyle z kupnem biletu tak łatwo już nie było. W Buenos nie można powiedzieć, że mając pieniądze dojedziesz wszędzie. Dojedziesz wszędzie jedynie gdy masz monety bo tylko za monety możesz kupić bilet w maszynie w autobusie a z tymi jest problem bo bank ich nie produkuje!Maszyny w autobusach nie przyjmują banknotów i nie wydają reszty. 

Wielokrotnie zdarzały mi się sytuacje, że musiałam kupować specjalnie pamiątki i żebrać by resztę otrzymać w monetach. Wiele też razy musiałam iść na piechotę bo zwyczajnie nie miałam monet na autobus. Nie byłoby problemem aby wziąć taksówkę bo nie były one bardzo drogie ale mam zasadę, że jak podróżuję to staram się poruszać tak jak porusza się większość. Większość zaś nie przemieszcza się taksówkami, ooo!

La Boca podobnie jak na zdjęciach jest niezwykle kolorowa i tętniąca życiem. Miałam wrażenie, że serce miasta było właśnie w tym miejscu. Urokliwe kawiarenki, pary tańczące tango na ulicy to wszystko istnieje tutaj!














Argentyna: Wodospady Iguasu

Jeśli mam  podać cud natury, który mnie urzekł i który jest moim numerem 1 to z pewnością są to Wodospady Iguasu! 

Przyleciałam do Foz do Iguacu aby dostać się do Puerta de Iguasu po argentyńskiej stronie musiałam wziąć taksówkę był już bowiem pózny wieczór a ostatni autobus odjechał godzinę wcześniej. Bez wątpienia była to chyba najdroższa taksówka w moim życiu. Za niecałe 10 minut jazdy zapłaciłam 100 zł W dodatku kierowca, młody chłopak, który był sympatyczny ( chociaż to ) strasznie śmierdział potem. Do tego stopnia, że myślałam, że zwymiotuję! 

Szczęśliwie dotarłam na miejsce. Ku mojemu zaskoczeniu w hostelu, w którym nocowałam wszędzie były napisy w języku hebrajskim z prośbą o zachowanie czystości i nie wrzucanie papieru do toalet. Pytam się recepcjonisty dlaczego tylko po hebrajsku? Bo wszyscy wiedzą jak się zachować tylko nie oni - odpowiada. Zawsze zostawiają bałagan i zapychają toalety - dodaje. Hmm pozostaje przyznać mu rację. Odkąd podróżuję i doświadczam jakiś problemów w hostelach to przeważnie związane są one z Izraelczykami, którym się wydaje, że wszystko im wolno. 

Ku mojemu nieszczęściu trafiłam do pokoju z Izraelczykami, którzy przez całą noc rozmawiali i trzaskali drzwiami od łazienki. 

Aby dokładnie je zobaczyć i w dodatku trochę odpocząć trzeba poświęcić co najmniej 3 dni. Można je zwiedzać z brazylijskiej i argentyńskiej strony. 

Ja zwiedzałam je tylko od argentyńskiej strony. Z kilku powodów. Moim głównym celem było gardło diabła, ta strona wydaje mi się o wiele ciekawsza niż brazylijska a poza tym jak wrócę tam następnym razem to muszę coś jeszcze mieć do zobaczenia. 














niedziela, 23 lutego 2014

Rio de Janeiro - Slumsy w Rio

Rio - kolejny punkt na mojej podróżniczej mapie. Każdego roku słyszę informacje na temat najbardziej spektakularnego karnawału na świecie. Któregoś dnia pomyślałam aby pojechać tam by przekonać się na własne oczy czy jest rzeczywiście taki niezwykły...

Parę miesięcy przed wylotem kupiłam bilet na paradę. Nie obyło się bez problemów. Strona internetowa nie działała poprawnie i pieniądze za bilet z mojej karty płatniczej zostały ściągnięte trzy razy. Pisanie skarg z prośbą o zwrot pieniędzy za bilet, który do tanich nie należał okazały się bezskuteczne. Albo dostawałam maile "spławiające" z informacją, iż pieniądze dostanę wkrótce albo odpowiedzi nie było wcale. Nadpłacone pieniądze odzyskałam dopiero w Rio od organizatorów parady po długich dyskusjach i moich krzykach, iż poinformuję o całej sprawie policję. Niestety nie była to jedyna przykra historia, która wydarzyła mi się podczas tego wyjazdu...

Do Rio miałam lecieć z Londynu z przesiadką w Nowym Jorku 23 lutego o godzinie 17 05. Był poranek zrelaksowana bo do samego lotu jeszcze miałam sporo czasu zjadłam ze spokojem śniadanie i zadzwoniłam do mojej mamy. Mam już taką wprawę w pakowaniu, że zawsze pakuję się na parę godzin przed wylotem. W momencie gdy rozmawiam z mamą dostaję maila z informacją że mój lot do Rio de Janeiro z przesiadką w Miami (!!!) będzie o czasie tj. o 12 30. Miami, lot o 12 30??? o co chodzi myślę sobie, przecież miałam lecieć przez Nowy Jork i to o zupełnie innej godzinie. Na lotnisko nie mogę się dodzwonić. Nie mam za dużo czasu bo jak nie wyjdę za 20 minut to nie zdążę na lotnisko. Pakuję najpotrzebniejsze rzeczy w plecach i pędzę co tchu na lotnisko.

Zdążyłam. Parę minut pózniej i byłoby za pózno... Pytam się o co chodzi z lotem. Tłumaczę, że miałam lecieć innym lotem. W odpowiedzi słyszę, że tylko taką mają rezerwację w systemie. Nie wnikam. Cieszę się, że mam bilet.

Na lotnisku w Londynie zostałam poproszona o kartę płatniczą, której używałam kupując bilet lotniczy w celu weryfikacji danych. Jak się okazało po moim powrocie do Londynu pani na lotnisku zamiast zweryfikować moje dane i sprawdzić czy jestem właścicielką karty ściągnęła mi z karty raz jeszcze pieniądze za ten sam bilet lotniczy! Walczyłam z American Airlines ponad dwa miesiące o zwrot pieniędzy, które nienależnie zostały ściągnięte z mojej karty. Pieniądze odzyskałam natychmiast gdy napisałam oficjalną skargę do Departamentu Transportu w Stanach Zjednoczonych. Inaczej pewnie do tej pory nie odzyskałabym ani funta!

Rio de Janeiro - lotnisko. Wykończona po kilkunastu godzinach spędzonych w samolocie kieruję się w stronę informacji turystycznej. Nigdy nie biorę taksówki, chyba, że nie ma już innego wyjścia. Zawsze staram się podróżować tak jak większość -  autobusami, pociągami, tramwajami, metrem. Sprawia mi to zawsze ogromną radość. Lubię zgubić się, znalezć przypadkiem ciekawe miejsce, poznać ludzi, uciec od tłumu turystów.

Pytam się w informacji o dojazd do miejsca gdzie mam mieć nocleg. W odpowiedzi słyszę: ,,NIE WIEM!!!Jest karnawał i wszystkie autobusy są pozmieniane. Przepraszam za mój angielski. Pracuję tu już tyle lat ale nigdy nie miałam czasu by dobrze się nauczyć języka". Wow myślę sobie i zastanawiam się co ja tutaj robię. Kiedy już próbuję odejść pani zatrzymuje mnie, wpycha mi mapę i inne użyteczne informatory i mówi, że pójdzie ze mną na postój autobusów i zapyta się który jedzie w moim kierunku. Uff odetchnęłam z ulgą

Autobus przebija się przez całe miasto. Dziwię się, że jeszcze nie wpadli na pomysł aby wybudować dodatkową linię metra. W godzinach szczytu korki są nieziemskie. Budynki, które mijam nie wprawiają mnie w szczególny zachwyt. Wszystkie są do siebie podobne - wysokie z charakterystycznymi żaluzjami, część fasad bardzo zniszczona lub w wypłowiałych kolorach. Nie wiem czy to kwestia tego, że sporo widziałam już i Rio które widzę zza okien autobusu mnie nie zachwyca w porównaniu do miejsc, które widziałam czy faktycznie jest tak mało ciekawie. Najbliższe dni o tym zadecydują. Po lewej stronie mijam Głowę Cukru. Jakaś mała - tak mi się przynajmniej wydaje i przez chwilę zastanawiam się czy to aby faktycznie ona.

Autobus zmierza w kierunku Rociny, miejsca, o którym słyszy się, że jest zapomniane przez Boga. Zapomniane bo panuje tam ogromna bieda a przestępczość jest, jak piszą wszystkie przewodniki bardzo wysoka. Zanim przyleciałam do Rio znajomi przestrzegali mnie przed tym miejscem. Fawele w Rio to jedno z najniebezpieczniejszych miejsc na świecie. Nie idz tam sama - mówili.

Nie posłuchałam. Nie byłabym sobą gdybym tam nie pojechała i... nie spędziła tam paru dni. Przeżyłam slumsy w Indiach, które były straszne, więc te nie mogą być chyba gorsze.

Szukając noclegu w Rio natrafiłam na jedyny w Fawelach hostel. Cena za nocleg była zdecydowanie wyższa niż w samym centrum. Biorąc pod uwagę fakt, że jechałam w samym szczycie karnawału ceny były już i tak kosmiczne. Tak czy inaczej decyzję podjęłam - będę nocować w slumsach w Rio. Moja radość mieszała się z przerażeniem. Zastanawiałam się momentami czy aby naprawdę jestem normalna decydując się na nocleg w miejscu, w którym nikt świadomie nie chciałby być...

Zbyt pózno na refleksje nocleg opłacony trzeba ruszać i znalezć hostel. Wysiadłam z autobusu i ruszyłam w kierunku slumsów. Droga cały czas prowadziła w górę. Upał nieziemski, zmiana stref czasowych, ogromne zmęczenie. Rzucam kątem oka w prawą stronę i widzę słynny posąg Chrystusa i zastanawiam się czy droga, którą pokonuję nie jest aby moją Drogą Krzyżową. Śmieję się sama do siebie. Wydałam masę pieniędzy na przyjazd a czuję się jakbym była tutaj za karę! Powoli zaczynają się zapuszczone domy, brud, ludzie i masa śmieci na ulicach. OOO jestem blisko myślę sobie i ruszam szybciej.

Dotarłam na sam szczyt. Próbuję znależć adres. Jak ogromne było moje zaskoczenie kiedy otoczyła mnie grupka ludzi, którzy chociaż nie znali angielskiego próbowali mi pomóc w dotarciu do celu. Nie wiedząc co robię zdjęłam plecak zostawiłam go koła jakiegoś mężczyzny i ruszyłam z tłumem, który sam nie był pewien dokąd zmierza. Po chwili zorientowałam się, że... zostawiłam plecak i spodziewałam się, że przez moją głupotę już go nie odzyskam bo z pewnością ktoś go zabierze. Na szczęście nic takiego się nie stało. Plecak był na swoim miejscu a ludzie pomogli mi znalezc drogę do hostelu. Okazało się, że to media tworzą wizerunek brazylijskich slumsów jako miejsca, które należy unikać. Niesłusznie. Prawda jest taka, że ostrożność należy zachować wszędzie ale jak się okazało napaście na turystów w tym rejonie zdarzają się stosunkowo rzadko bo mieszkańcy boją się policji. Wiedzą bowiem, iż jeśli turysta zgłosi kradzież to natychmiast zjawia się patrol policyjny.

Fawele są dobrym zródłem biznesu. Można na stronach internetowych znalezć wycieczki z przewodnikiem w te rejony za niemałe pieniądze. Wielokrotnie zdarzało mi się obserwować wycieczki, które tam przychodziły. Na ich twarzach było widać strach i przerażenie. Wcale się nie dziwię przewodnicy jak raz podsłuchałam na starcie opowiadają, że jest to miejsce mega niebezpieczne i należy zachować ostrożność. Turyści na te słowa zaczynają kurczowo trzymać się swoich torebek i aparatów.

Któregoś razu zobaczył mnie przewodnik z jedną z grup. Zaczął do mnie krzyczeć i ostrzegać bym dołączyła się do grupy i nie chodziła sama bo miejsce jest niebezpieczne. Uśmiechnęłam się ładnie i odpowiedziałam, że od 4 dni nocuję tutaj i w żadnym miejscu na świecie nie czułam się tak bezpiecznie jak tutaj. Jego mina była bezcenna bo z pewnością myślał, że jestem zagubioną turystką i jeszcze na mnie zarobi...

Same fawele hmm cóż powiedzieć brud, smród i ubóstwo ale zaskoczona nie byłam. Przeżyłam Indie zatem Rio nie było dla mnie zaskoczeniem. Szczury i karaluchy nie zaskoczyły mnie. Baaa byłabym zaskoczona gdyby ich nie było ;) Zaskoczyło mnie natomiast to, że w Fawelach w wielu sklepach można płacić... kartą!!!

Ludzie w fawelach byli niezwykli. Zawsze z uśmiechem na twarzy i chętni do pomocy gdy się gubiłam, choć często ze względu na brak znajomości języka wskazywali mi złą drogę. To właśnie oni pokazali mi co to znaczy Karnawał w Rio i jak należy się bawić. Przetańczyłam z nimi parę nocy.

W hostelu w Rio poznałam Niemca. Byliśmy w jednym pokoju i parę dni spędziliśmy razem zwiedzając miasto.