Oaxaca - dotarłam tutaj po prawie 24h jazdy autobusem z półwyspu Jukatan. Do dzisiaj zastanawiam się dlaczego nie leciałam samolotem i nie znam odpowiedzi, zwłaszcza, że cena biletu lotniczego byłaby porównywalna do ceny autobusu!
Jeśli chodzi o autobusy w Meksyku to narzekać nie można. Połączenia są znakomite! Dojechać można praktycznie wszędzie gdzie się chce. Same autobusy są także wysokiej jakości i zaopatrzone w toalety. Przystanki są bardzo krótkie, w zasadzie tylko na wyprostowanie nóg i skorzystanie z normalnej toalety. Osoby, które nie chcą wychodzić mogą zostać w autobusie. Wspominam o tym bo np. w Stanach podczas postoju, który czasem trwa kilkanaście minut obowiązkowo trzeba wyjść z autobusu, co jest strasznie irytujące. W międzyczasie do autobusu wchodzą kobiety sprzedające kanapki, picie i lokalne słodycze.
Docieram do Oaxaca. Upał nieziemski a ja z ciężkim plecakiem ruszam do centrum. Znajduję hostel, biorę prysznic i ruszam na zwiedzanie miasta. Miasto jak z telenowel meksykańskich - małe, kolorowe i najczęściej parterowe domki.
W całym mieście trwają przygotowania do dnia Wszystkich Świętych. Zabawne kościotrupy są już wszędzie- na balkonach, w sklepach i w restauracjach. W dodatku miałam szczęście bowiem całkiem przypadkowo natrafiłam na festiwal, podczas, którego kobiety tańczyły z koszami pełnymi kwiatów na głowach.
W pewnym momencie podchodzi do mnie mężczyzna i oferuje mi darmową wycieczkę po mieście. Próbuję go lekceważyć i iść dalej bo jestem zniesmaczona podobnymi sytuacjami, kiedy mężczyzni, w szczególności na Jukatanie stwarzali pozory miłych i uprzejmych a ich celem było jedynie zaprowadzenie mnie do lokalnego sklepu z pamiątkami i zachęcenie mnie do zrobienia zakupów. Fer, tak ma na imię ( do tej pory mamy z sobą kontakt) mówi mi, że nie chce namówić mnie na zakup pamiątek. Jedyne czego oczekuje to tego abym rozmawiała z nim po angielski bo chce poćwiczyć język. Zgodziłam się. Cały dzień spędziliśmy razem spacerując po mieście. Fer jest, jak zaznacza, potomkiem Majów. Jego mama zajmuje się ziołolecznictwem. Niektore mikstury bazuja na tych, ktore sporzadzali Majowie. Sam Fer jak jednak zaznacza odcial sie od tradycji swoich przodkow. jego marzeniem jest zwiedzanie swiata i poznawanie ludzi, ktorzy tak jak on kochaja zwierzeta - w szczegolnosc psy. Podczas zwiedzania z nim spróbowałam wszystkiego co się dało - od oryginalnej meksykańskiej czekolady po tradycyjną tequilę.
Następnego dnia rano mieliśmy się ponownie spotkać. Mieliśmy wchodzić na wzgórze, z którego można było podziwiać miasto. Wykończona po wczorajszym spotkaniu prawie zaspałam. Bez śniadania ruszyłam do centrum gdzie mieliśmy się spotkać. Fer był już na miejscu. Szybkim krokiem coraz bardziej oddalaliśmy się od centrum. Po drodze weszliśmy do jego domu tam napiliśmy się ... wódki z sokiem z mango. Nie zapomnę tego nigdy. Był to mój pierwszy i pewnie ostatni raz w życiu kiedy napiłam się wódki na pusty żołądek i ruszylam wspinac sie na gore. O ile po wypiciu alkoholu nie mam problemow z zahowaniem trzezwosci umyslu o tyle koordynacja ruchowa bywa u mnie czasem zaburzona. Nie poddalam sie jednak, zajelo mi to z pewnoscia dluzej niz gdybym miala wchodzic z pelnym zoladkiem po normalnym sniadaniu ale udalo sie. Widok byl zniewalajacy!

Jeśli chodzi o autobusy w Meksyku to narzekać nie można. Połączenia są znakomite! Dojechać można praktycznie wszędzie gdzie się chce. Same autobusy są także wysokiej jakości i zaopatrzone w toalety. Przystanki są bardzo krótkie, w zasadzie tylko na wyprostowanie nóg i skorzystanie z normalnej toalety. Osoby, które nie chcą wychodzić mogą zostać w autobusie. Wspominam o tym bo np. w Stanach podczas postoju, który czasem trwa kilkanaście minut obowiązkowo trzeba wyjść z autobusu, co jest strasznie irytujące. W międzyczasie do autobusu wchodzą kobiety sprzedające kanapki, picie i lokalne słodycze.
Docieram do Oaxaca. Upał nieziemski a ja z ciężkim plecakiem ruszam do centrum. Znajduję hostel, biorę prysznic i ruszam na zwiedzanie miasta. Miasto jak z telenowel meksykańskich - małe, kolorowe i najczęściej parterowe domki.
W całym mieście trwają przygotowania do dnia Wszystkich Świętych. Zabawne kościotrupy są już wszędzie- na balkonach, w sklepach i w restauracjach. W dodatku miałam szczęście bowiem całkiem przypadkowo natrafiłam na festiwal, podczas, którego kobiety tańczyły z koszami pełnymi kwiatów na głowach.
W pewnym momencie podchodzi do mnie mężczyzna i oferuje mi darmową wycieczkę po mieście. Próbuję go lekceważyć i iść dalej bo jestem zniesmaczona podobnymi sytuacjami, kiedy mężczyzni, w szczególności na Jukatanie stwarzali pozory miłych i uprzejmych a ich celem było jedynie zaprowadzenie mnie do lokalnego sklepu z pamiątkami i zachęcenie mnie do zrobienia zakupów. Fer, tak ma na imię ( do tej pory mamy z sobą kontakt) mówi mi, że nie chce namówić mnie na zakup pamiątek. Jedyne czego oczekuje to tego abym rozmawiała z nim po angielski bo chce poćwiczyć język. Zgodziłam się. Cały dzień spędziliśmy razem spacerując po mieście. Fer jest, jak zaznacza, potomkiem Majów. Jego mama zajmuje się ziołolecznictwem. Niektore mikstury bazuja na tych, ktore sporzadzali Majowie. Sam Fer jak jednak zaznacza odcial sie od tradycji swoich przodkow. jego marzeniem jest zwiedzanie swiata i poznawanie ludzi, ktorzy tak jak on kochaja zwierzeta - w szczegolnosc psy. Podczas zwiedzania z nim spróbowałam wszystkiego co się dało - od oryginalnej meksykańskiej czekolady po tradycyjną tequilę.
Następnego dnia rano mieliśmy się ponownie spotkać. Mieliśmy wchodzić na wzgórze, z którego można było podziwiać miasto. Wykończona po wczorajszym spotkaniu prawie zaspałam. Bez śniadania ruszyłam do centrum gdzie mieliśmy się spotkać. Fer był już na miejscu. Szybkim krokiem coraz bardziej oddalaliśmy się od centrum. Po drodze weszliśmy do jego domu tam napiliśmy się ... wódki z sokiem z mango. Nie zapomnę tego nigdy. Był to mój pierwszy i pewnie ostatni raz w życiu kiedy napiłam się wódki na pusty żołądek i ruszylam wspinac sie na gore. O ile po wypiciu alkoholu nie mam problemow z zahowaniem trzezwosci umyslu o tyle koordynacja ruchowa bywa u mnie czasem zaburzona. Nie poddalam sie jednak, zajelo mi to z pewnoscia dluzej niz gdybym miala wchodzic z pelnym zoladkiem po normalnym sniadaniu ale udalo sie. Widok byl zniewalajacy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz