piątek, 5 września 2014

Japonia - Tokio

Japonia podobnie jak Nowy York nigdy nie była na liście moich marzeń, okazała się jednak moim największym odkryciem turystycznym. Trafiłam tutaj całkowicie przypadkiem, co więcej o mały włos nie trafiłabym tutaj wcale...

Miałam lecieć do mojego przyjaciela do Hong Kongu ( tak tak - kolejny raz). Coś dziwnego mówiło mi by sprawdzić łączone połączenie: Londyn - Tokio- Hong Kong - Londyn. Okazało się, że w terminie w którym chciałam jechać był w miarę tani bilet. Hmm może powinnam tam polecieć choćby z ciekawości. Nie mogłam jednak kupić biletu bo nie byłam do końca pewna czy dostanę wolne w pracy. Kiedy je dostałam okazało się, że bilet zdrożał dwukrotnie. Także cena samego powrotnego biletu do Hong Kongu okazała się zdecydowanie wyższa. Pamiętam jakby to było wczoraj. Siedziałam przez laptopem ze łzami w oczach ubolewając, że straciłam okazję na tani bilet i do Azji będę musiała wrócić w innym terminie.

Poszłam spać. Obudziłam się w nocy i sprawdziłam połączenie: Londyn - Hong Kong - Tokio - Londyn. Nie mogłam uwierzyć bilet za 570 funtów a lot liniami Cathay Pacific czyli bardzo dobrymi liniami. Natychmiast kupiłam bilet i poszłam spać. Rano myślałam, że wszystko mi się przyśniło... Ku mojej radości znalazłam rano maila z potwierdzeniem płatności za bilet lotniczy. Wow zatem zobaczę Japonię!

I stała się rzecz niezwykła. Dotarłam do Japonii w samym szczycie sakury. Parę dni wcześniej nie zobaczyłabym absolutnie nic a właśnie na początku planowałam, że najpierw polecę do Japonii a potem do Hong Kongu. Tydzień pózniej też nie zobaczyłabym nic bo po moim wyjezdzie były intensywne deszcze i kwiaty z drzew szybko pospadały. Zatem miałam ogromne szczęście!

Pierwsze "niespodzianki" czekały mnie już na lotnisku. Aby wymienić w banku walutę trzeba wypełnić specjalny druk podając nawet numer telefonu. Dla mnie nie było to już zaskoczenie bo podobna sytuacja jest w Chinach gdzie również takie dane są potrzebne, co więcej raz pamiętam, że będąc w Chinach zostałam poproszona o namiary do osoby, u której mieszkałam w Pekinie. Jak się pózniej okazało jeden z pracowników banku zadzwonił do mojej chińskiej koleżanki aby potwierdzić moje dane.

Odbiór bagażu. Hmm niby coś prostego - trzeba wziąć bagaż i iść z nim do wyjścia. Hmm w Japonii to nie takie proste. Cały mój bagaż został dokładnie przeszukany przez celnika. Pierwszy raz mnie spotkało coś takiego przy wjezdzie do kraju. Już przyzwyczaiłam się do kosmicznych kolejek na lotnisku w Izraelu gdzie celnicy zadają setki pytań i dokładnie przeszukują bagaż ( pamiętam jak raz zabrali moją marmoladę daktylową, która była w miękkim opakowaniu i wbili do niego szpilkę by upewnić, że aby faktycznie jest tam marmolada ale tylko wtedy kiedy opuszcza się kraj. Nawet w USA nic takiego mnie nie spotkało. Zatem Japonia póki co stanowi wyjątek. Podczas wyjazdu kontroli bagażu nie ma żadnej.
Dziwna sytuacja - celnik podczas kontroli widział moje poirytowanie i co chwilę mnie ...przepraszał a ja coraz bardziej wściekałam, choć wiedziałam, że należy to do jego obowiązków a moje wściekanie niczego nie rozwiąże. Kontrola skończyła się. Jeszcze raz usłyszałam słowo przepraszam od celnika i życzenia dobrego pobytu w Japonii. Wzięłam bagaż i ruszyłam przed siebie.

Przed przyjazdem kupiłam tygodniowy karnet, który był ważny na większość pociągów w Japonii. Kupuje się go przez internet a odbiera na lotnisku. Jest to bez wątpienia ogromne ułatwienie bo często nie trzeba stać w kolejce po bilet, chyba, że wymagana jest rezerwacja. W dodatku koleje są kosmicznie drogie i nie opłaca kupować się pojedynczych biletów. Przejazd nimi to jednak ogromne przeżycie! Pociągi ( większość z nich) podobnie jak te w Chinach, którymi podróżowałam jadą tak szybko że robienie zdjęć jest niemożliwością bo zdjęcia wychodzą zamazane. W sumie często i tak nie ma co fotografować. Przynajmniej trasy którymi jezdziłam nie zachęcały nawet do wyciągania aparatu oprócz jednego miejsca ( ale za to jakiego!!!), o którym napiszę w następnym poście.

W pociągach obowiązuje zakaz rozmawiania przez telefon. Jeśli ktoś ma taką potrzebę musi iść do specjalnego pomieszczenia, w którym jest to dozwolone. Kabiny takie znajdują się zazwyczaj w kilku miejscach w pociągu. Oprócz kabin do rozmawiania są też specjalne kabiny do ... przewijania dzieci. Same pociągi jadą z taką punktualnością, że według ich rozkładu można ustawiać zegarki. Można też ... bardzo szybko przegapić pociąg co również mi się wydarzyło ale o tym również pózniej.

Z lotniska dotarłam pociągiem do centrum Tokio. Stanęłam, rozejrzałam się dookoła... i pierwszy raz w życiu nie wiedziałam co dalej robić! Dworzec mnie przerósł. Widziałam wiele miejsc na świecie ale to było wyjątkowe i przerażające jednocześnie! Kilka linii metra, pociągi i znaki prowadzące dodatkowo na przystanki autobusowe. Stanęłam i nie wiedziałam co robić.

I zastanawiałam się co dalej. Pierwszy raz bałam się ruszyć bo wydawało mi się, że gdziekolwiek się nie ruszę to i tak nie znajdę drogi do wyjścia i nie wyjdę na powierzchnię.  Dziwne uczucie. Ja i poczucie bezsilności. Nigdy mi się to nie zdarzało. Stałam tak chyba przez pół godziny. Do tego czasu jedyne co pamiętam to tłumy ludzi, które ocierały się o mnie spiesząc się na pociąg albo metro. Spojrzałam na nich, ogarnęłam się i razem z falą tłumu ruszyłam. Po chwili byłam na powierzchni. Grunt to nie stać w miejscu tylko ruszać dalej. Szkoda, że dotarło to do mnie dopiero po 30 minutach.

Wyszłam na powierzchnię i ruszyłam do przodu nawet nie wiedząc, gdzie idę bo jak zwykle mapy nie miałam. Po paru godzinach intensywnego marszu po okolicy stwierdziłam, że Tokio ( przynajmniej ta okolica) jest beznadziejne, nudne, przereklamowanie i co więcej – nie jest warte zobaczenia. Dookoła same sklepy, mało atrakcyjne budynki, restauracje i wszędzie tłumy. Byłam zła sama na siebie, że tu przyjechałam i błędnie uznałam na starcie, że Japonia z filmów i książek nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.


Kupiłam bilet na metro i pojechałam do miejsca gdzie miałam nocleg. W Japonii nie ma nazw ulic ( jedynie w dużych miastach niektóre główne ulice mają nazwy) są tylko nazwy rejonów w który dany adres się znajduje i numery. Ludzie są jednak bardzo życzliwi i służą pomocą, w szczególności policjanci, którzy nawet doprowadzają nieszczęsnego turystę takiego jak ja pod samo wejście. 

O hotelach trumnach, toaletach japońskich, sakurze i kuchni japońskiej w następnym poście. 








kurs walut w kantorze















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz