Z Nagano do Parku Śnieżnych Małp jedzie pociąg a następnie autobus. Z przystanku na którym się zatrzymuje trzeba iść około 40 minut na piechotę ścieżką, która prowadzi przez las. Odpowiednie buty są wymagane bo na szlaku jest błoto a w niektórych miejscach i sporo śniegu. Niemniej trasa jest bardzo przyjemna. Przynajmniej dla mnie taka była. Na mecie kasa i biletowa i jedynie parę kroków dzieli nas od Królestwa Śnieżnych Małp. Wrażliwi muszą liczyć się z nieprzyjemnym zapachem siarki, który wydobywa się ze zbiorników wodnych, w których relaksują się małpy.
Z powrotem można wziąć autobus, który zabiera nas do stacji, z której odjeżdżają pociągi do Nagano. Ja zdecydowałam się ruszyć na piechotę bo po pierwsze autobusy kursują rzadko a po drugie po drodze jest parę ciekawych miejsc, które warto zobaczyć jak świątynie czy też mała wioska japońska
Po powrocie wieczorem w hostelu poznaję Briana. Kiedy dowiaduję się, że jest z Nowego Yorku i prawie zaczynam krzyczeć z radości. Tyle lat podróżuję, poznałam sporo ludzi ale jeszcze nigdy nikogo nie spotkałam z Nowego Yorku. Wyjazd turystyczny do danego miasta czy miejsca to nigdy nie jest to samo co mieszkanie tam. Życie związane jest często z problemami, których zwykły turysta często nawet nie jest świadomy, dlatego tak bardzo lubię rozmawiać z ludzmi, którzy znają miejsca, które ja znam ale z zupełnie innej perspektywy. Następnego dnia planuje zobaczyć śnieżne małpy, więc informuję go jak tam dotrzeć. Razem idziemy na kolację. Pada na restaurację ...włoską. Nigdy nie myślałam, że w Japonii będę jeść dania kuchni włoskiej. Choć z początku nie byłam entuzjastycznie nastawiona jedzenie okazało się fenomenalne!!! Lepsze niż w niejednej włoskiej restauracji w której byłam.
Następnego dnia odprowadzam Briana na pociąg. Sama zaś swój do Tokio mam za godzinę. Po drodze szukamy miejsca, w którym można dostać oyaki, japońskie pierogi, które produkowane są jedynie w Nagano. Kto raz je spróbuje ten zawsze będzie pamiętał ich smak.
Z Brianem cały czas jesteśmy w kontakcie. Ostatnio napisał mi, że przeprowadza się do Wietnamu i liczy na moje odwiedziny. No cóż, w Wietnamie mnie jeszcze nie było, więc pewnie się zobaczymy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz