czwartek, 11 września 2014

Japonia - Nagano

Co tu dużo mówić - to miasto jest zjawiskowe!!! Zupełnie inne niż Tokio czy Kioto. Czuje się w nim prawdziwą Japonię. Co więcej, nie ma w nim prawie wcale turystów. Ja widziałam jedynie garstkę, co mnie ogromnie ucieszyło. Miasto, nie wiem dlaczego, jest pomijane przez wycieczki i indywidualnych turystów. Warto jednak tam się udać. Najpiękniejsze świątynie widziałam właśnie tam. 

Jak tu dotarłam? Przypadkiem i kolejny raz był to piękny przypadek. Jak pisałam w poprzednim poście, chciałam zostać dłużej w Kioto. Nigdzie jednak nie było noclegów ani w Kioto ani w pobliskich miejscowościach. Nawet w Osace wszystko było pozajmowane. Wcale mnie to nie zdziwiło, weekend i w dodatku okres Sakury - wszyscy przyjeżdżają do Japonii. Pierwsze wolne miejsce padło na Nagano. Jadąc tam nawet nie wiedziałam co mnie tam spotka. 

W pociągu poznałam chłopaka z Antwerpii samotnie podróżującego po Japonii. Jechał  podobnie jak ja do Nagano. O mieście wiedział jeszcze mniej ode mnie czyli nic bo ja chociaż wiedziałam gdzie będę nocować.  Wiedział natomiast, że gdzieś za Nagano żyją śnieżne małpy – jedyne takie małpy na świecie, którze żyją wysoko w górach tam gdzie leży śnig i schodzą do gorących zbiorników by tam się wylegiwać. Aha myślę sobie to może chociaż małpy pojadę zobaczyć jeśli Nagano nie będzie obiecujące.

Chłopak wydaje się wyglądać na przerażonego faktem, że będziemy pózno wieczorem i może nie znaleźć noclegu. Podaję mu zatem adres miejsca gdzie będę nocować i proponuję mu by poszedł tam ze mną. O ile w niektórych azjatyckich krajach takich jak Indie czy też Tajlandia nie ma problemu ze znalezieniem noclegu o tyle np. Chiny czy też Japonia ( zwłaszcza w sezonie) do takich miejsc nie należą. W dodatku liczba hoteli i hosteli też nie należy do stosunkowo wysokich. Chłopak zgada się na propozycje i wraca na swoje miejsce. Zapomina o bożym świecie i zasypia. Jesteśmy już prawie w Nagano a on dalej śpi, w żaden sposób nie mogę go dobudzić. Nie pomagają nawet wołania i szturchnięcia. Co za sen myślę sobie. Jak się nie obudzi teraz to obudzi się za parę godzin nie w Nagano ale w Tokio. W końcu udało się w ostatniej chwili wyskoczyliśmy z pociągu. Kolejna lekcja dla podróżników: trzeba mieć zawsze naładowany telefon i ustawiony budzik na parę minut przed stacją docelową bo czasem może się okazać, że nikt nas nie obudzi.

Docieramy na miejsce. Pół godziny zajęło nam aby wytłumaczyć Japończykowi w recepcji, że nie jesteśmy parą, że poznaliśmy się godzinę temu w pociągu i chcemy dwa osobne pokoje a nie jeden. Udało się. Szybki prysznic i jeszcze razem idziemy na kolację do japońskiej restauracji. Pierwszy raz w życiu jadłam tempurę - owoce morza i ryby zanurzone w cieście naleśnikowym i smażone na głębokim oleju. Coś pysznego. Bardzo często zamiast owoców morza czy ryb do ciasta naleśnikowego wrzuca się warzywa.




Zwiedzanie zaczynam następnego dnia. Miasto – jego historyczna część to w zasadzie jedna główna ulica, która ciągnie się niemalże od dworca kolejowego ( no dobrze może kawałek dalej) aż do głównego kompleksu świątynnego. Za wejście nie zapłaciłam ani jednego jena w przeciwieństwie do innych świątyni w Kioto czy też Tokio gdzie wejścia były często płatne. Dla mnie równie ciekawe były odchodzące od kompleksu świątynnego boczne uliczki z tradycyjnymi japońskimi domami i małymi świątyniami.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz