San Francisco było moim pierwszym punktem podczas kolejnej wyprawy. Tym razem za cel obrałam zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych. W zasadzie ciężko powiedzieć, że to ja obrałam cel bo to cel obrał mnie. Natrafiłam na bilet lotniczy za 225 funtów w dwie strony. Byłoby grzechem gdybym nie poleciała!
W samolocie poznałam Agnes, przesympatyczną Irlandkę, która już od ponad 50 lat mieszka w San Francisco. Udzieliła mi paru wskazówek co do miejsc, które trzeba zobaczyć. Mamy ze sobą kontakt mailowy. Zaraz koło niej siedziała Michelle, dziewczynka, która mieszka pod Londynem i z którą do tej pory mam kontakt. Spotykamy się czasem na sobotnie obiadki :)
Wykończona dotarłam do hostelu. Okazało się, że nie było klucza do pokoju, w którym miałam nocować. Przydzielono mnie zatem do innego. Tam poznałam Pawła- jedną z najbardziej pozytywnych postaci jaką udało mi się spotkać podczas moich podróży! Pawle mam nadzieję, że przeczytasz ten post i że uda nam się spotkać w niedalekiej przyszłości w Vancouver!
Chociaż obrzeża miasta raczej urodą nie grzeszą - są brudne i śmierdzące to centrum miasta jest niesamowite. Aby chodzić po San Francisco trzeba mieć niezłą kondycję. Wiele ulic idzie pod górę co dla niejednego turysty przyzwyczajonego tylko i wyłącznie do samochodu może stanowić problem. Dobrym rozwiązaniem są tramwaje które są stosunkowo niedrogie.
Obowiązkowym elementem pobytu w San Francisco jest podróż najstarszym tramwajem. Przystanek początkowy znajduje się w pobliżu nabrzeża rybaków. Niestety trzeba uzbroić się w cierpliwość bowiem zawsze jest sporo chętnych. Większość turystów kiedy przychodzi już na nich kolej wsiada do środka i ... nie widzi nic. Bowiem oprócz miejsc siedzących ( ludzie siedzą do siebie twarzami) pracownicy tramwaju upychają także turystów, którzy stoją. Efekt jest taki, że osoby siedzące zamiast podziwiać San Francisco oglądają tyłki osób stojących!Przewidziałam to i ustawiłam się koło tramwajarza i widziałam znakomicie całe miasto tak jak na pierwszym zdjęciu w tym poście.
Przed wylotem do San Francisco moja mama zapytała mnie czy będę zwiedzać więzienie Alcatraz. Pewnie nie - odpowiedziałam. NIE??? - spojrzała na mnie ze zdziwieniem i dodała, że przecież będąc tak daleko koniecznie trzeba to zobaczyć. Nie odmówiłam mamie. Bilety kupiłam z wyprzedzeniem przez internet. Miałam szczęście bo gdybym liczyła na zakup biletu na miejscu to przeliczyłabym się. Wszystkie bowiem bilety były wyprzedane na tydzień do przodu.
Po przypłynięciu na miejsce każdy turysta dostaje słuchawki i przenosi się do okresu kiedy Alcatraz funkcjonowało. To co słyszymy to nie tylko suchy opis poszczególnych pomieszczeń i dane statystyczne. To obraz więzienia widziany oczami byłego więznia, który odbywał tam karę. Po zamknięciu Alcatraz został przeniesiony do innego więzienia. O swoim pobycie napisał książkę, którą podpisywał w dniu, w którym zwiedzałam więzienie. Tłumy (nie przesadzam!!!) tursytów zwłaszcza Amerykanów ustawiało się w kolejce by dostać autograf i zrobić sobie z nim zdjęcie! To chyba tylko w Stanach były recydywista może mieć takie wzięcie!
Po "powrocie" z więzienia spaceruję po nabrzeżu rybaków, które jest w bliskim sąsiedztwie promów. Warto pospacerować, natomiast nie warto zatrzymywać się tam obiad gdyż jest to typowo turystyczne miejsce gdzie ceny są o wiele bardziej zawyżone niż w innych częściach miasta.
Udałam się na obiad do Chinatown. Ceny są tam przyzwoite, porcje duże a jedzenie dobre. Jeśli ktoś chce zakupić pamiątki to powinien to zrobić właśnie tam. Wiadomo, że i tak wszystko jest tam "made in China" ale przynajmniej wszystkie souveniry kosztują o wiele mniej niż w innych miejscach. Radzę jednak uważać co się kupuje i nie kupować raczej żadnych sztućców czy też przedmiotów codziennego użytku jak kubki, miski czy też talerze. Na wielu bowiem z nich na odwrocie widniały informacje, że zawierają one szkodliwe dla zdrowia substancje.
W samolocie poznałam Agnes, przesympatyczną Irlandkę, która już od ponad 50 lat mieszka w San Francisco. Udzieliła mi paru wskazówek co do miejsc, które trzeba zobaczyć. Mamy ze sobą kontakt mailowy. Zaraz koło niej siedziała Michelle, dziewczynka, która mieszka pod Londynem i z którą do tej pory mam kontakt. Spotykamy się czasem na sobotnie obiadki :)
Wykończona dotarłam do hostelu. Okazało się, że nie było klucza do pokoju, w którym miałam nocować. Przydzielono mnie zatem do innego. Tam poznałam Pawła- jedną z najbardziej pozytywnych postaci jaką udało mi się spotkać podczas moich podróży! Pawle mam nadzieję, że przeczytasz ten post i że uda nam się spotkać w niedalekiej przyszłości w Vancouver!
Chociaż obrzeża miasta raczej urodą nie grzeszą - są brudne i śmierdzące to centrum miasta jest niesamowite. Aby chodzić po San Francisco trzeba mieć niezłą kondycję. Wiele ulic idzie pod górę co dla niejednego turysty przyzwyczajonego tylko i wyłącznie do samochodu może stanowić problem. Dobrym rozwiązaniem są tramwaje które są stosunkowo niedrogie.
Obowiązkowym elementem pobytu w San Francisco jest podróż najstarszym tramwajem. Przystanek początkowy znajduje się w pobliżu nabrzeża rybaków. Niestety trzeba uzbroić się w cierpliwość bowiem zawsze jest sporo chętnych. Większość turystów kiedy przychodzi już na nich kolej wsiada do środka i ... nie widzi nic. Bowiem oprócz miejsc siedzących ( ludzie siedzą do siebie twarzami) pracownicy tramwaju upychają także turystów, którzy stoją. Efekt jest taki, że osoby siedzące zamiast podziwiać San Francisco oglądają tyłki osób stojących!Przewidziałam to i ustawiłam się koło tramwajarza i widziałam znakomicie całe miasto tak jak na pierwszym zdjęciu w tym poście.
Przed wylotem do San Francisco moja mama zapytała mnie czy będę zwiedzać więzienie Alcatraz. Pewnie nie - odpowiedziałam. NIE??? - spojrzała na mnie ze zdziwieniem i dodała, że przecież będąc tak daleko koniecznie trzeba to zobaczyć. Nie odmówiłam mamie. Bilety kupiłam z wyprzedzeniem przez internet. Miałam szczęście bo gdybym liczyła na zakup biletu na miejscu to przeliczyłabym się. Wszystkie bowiem bilety były wyprzedane na tydzień do przodu.
Po przypłynięciu na miejsce każdy turysta dostaje słuchawki i przenosi się do okresu kiedy Alcatraz funkcjonowało. To co słyszymy to nie tylko suchy opis poszczególnych pomieszczeń i dane statystyczne. To obraz więzienia widziany oczami byłego więznia, który odbywał tam karę. Po zamknięciu Alcatraz został przeniesiony do innego więzienia. O swoim pobycie napisał książkę, którą podpisywał w dniu, w którym zwiedzałam więzienie. Tłumy (nie przesadzam!!!) tursytów zwłaszcza Amerykanów ustawiało się w kolejce by dostać autograf i zrobić sobie z nim zdjęcie! To chyba tylko w Stanach były recydywista może mieć takie wzięcie!
Po "powrocie" z więzienia spaceruję po nabrzeżu rybaków, które jest w bliskim sąsiedztwie promów. Warto pospacerować, natomiast nie warto zatrzymywać się tam obiad gdyż jest to typowo turystyczne miejsce gdzie ceny są o wiele bardziej zawyżone niż w innych częściach miasta.
Udałam się na obiad do Chinatown. Ceny są tam przyzwoite, porcje duże a jedzenie dobre. Jeśli ktoś chce zakupić pamiątki to powinien to zrobić właśnie tam. Wiadomo, że i tak wszystko jest tam "made in China" ale przynajmniej wszystkie souveniry kosztują o wiele mniej niż w innych miejscach. Radzę jednak uważać co się kupuje i nie kupować raczej żadnych sztućców czy też przedmiotów codziennego użytku jak kubki, miski czy też talerze. Na wielu bowiem z nich na odwrocie widniały informacje, że zawierają one szkodliwe dla zdrowia substancje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz