poniedziałek, 6 lipca 2015

Indie: Delhi

Są na świecie miejsca i kraje, których nie zapomina się do końca życia. Indie są jednym z nich. Zanim tutaj przyjechałam słyszałam, że jak przeżyje się Indie to przeżyje się wszystko. Trudno się z tym nie zgodzić. Myślałam, że nie wrócę w jednym kawałku do domu... Przeżyłam i chociaż pamiętam, że po powrocie mówiłam, że już nigdy więcej tam nie wrócę to mam przeczucie, że jeszcze kiedyś tam pojadę aby zobaczyć to czego nie udało mi się zobaczyć.

Zacznijmy od początku. Do Delhi leciałam z Warszawy z przesiadką w Moskwie. Moskwa jest dla mnie wyjątkowo szczęśliwa. Oprócz tego, że parę miesięcy poznałam tam swojego najlepszego przyjaciela, który mieszka w Hong Kongu to lecąc do Indii na tym samym lotnisku poznałam Elizę, z którą mam do tej pory kontakt. Ba jeszcze lepszy niż kiedyś bo Eliza przeprowadziła się do Londynu gdzie obecnie mieszkam.

Eliza podobnie jak ja leciała do Indii i już na samym lotnisku w Delhi pomogła mi. Na karcie wjazdowej trzeba było wpisać nazwę hotelu i adres gdzie się zatrzymujemy. Nawet o tym nie pomyślałam, że mogą o to pytać. Mam kolegę w Indiach, z którym miałam się spotkać ale nawet nie spisałam sobie jego adresu bo miał przyjechać do Delhi by się ze mną zobaczyć. Eliza, która jest buddystką wiele czasu spędziła w Indiach i wiedziała, że adres choćby nawet fikcyjny jest konieczny. Pewnie gdyby nie ona to spędziłabym sporo czasu szukając jakiego fikcyjnego adresu.

Eliza miała jechać docelowo na północ w okolice Dharamsali na nauki buddyjskie i medytacje ale stwierdziła, że możemy parę dni spędzić razem zwiedzając.

Jest środek nocy. Bierzemy taksówkę i jedziemy do centrum Delhi. Kiedyś czytałam, że w Indiach zapach unoszący się w powietrzu jest specyficzny bo jest mieszanką rozkładającego się ciała, wonnych perfum i kurzu. Sporo w tym racji. Kto tego nie poczuł i nie doświadczył nigdy nie będzie wiedział o czym mówię.

Jesteśmy w centrum. Wszędzie brud, smród i ... krowy! Czyli one naprawdę istnieją i nikt ich nie rusza! Próbujemy znależć przyzwoity ( hmm czy w Indiach jest to możliwe ;) hotel. Do wyboru mamy albo pokoje z robakami albo z zapchanym sedesem albo z brudną pościelą na której nawet nie dałoby się włożyć śpiwora bo od razu cały byłby brudny. W końcu natrafiamy na coś znośnego z romantycznym widokiem na ... wysypisko śmieci, których w całym mieście nie brakuje!

Następnego dnia wyruszam sama zwiedzać miasto bo Eliza ma straszną migrenę. Brud, brud i jeszcze raz brud - to wszystko co wyłania się na pierwszy rzut oka. Fryzjerzy z całym salonem fryzjerskim w kieszeni, bezdomni załatwiający swoje potrzeby fizjologiczne, zdychające krowy i osoby niepełnosprawne- to wszystko co można zobaczyć na każdym kroku.






Docieram do Dżama Masdżid czyli Meczetu Piątkowego, który jest największą świątynią w całych Indiach. Przed wejściem dostaję kolorowy fartuch aby zakryć kolana i ramiona. Podbiega do mnie gromadka dzieci z telefonami komórkowymi aby zrobić sobie ze mną zdjęcie. Kobiety o jasnej karnacji mają tam ogromne powodzenie. Po pewnym czasie pozowanie do zdjęć bywa jednak męczące. Meczet Piątkowy jest prawdopodobnie najczystszym miejscem w Delhi.

Meczet Piątkowy

Niedaleko meczetu znajduje się kompleks budowli fortecznych zwany Czerwonym Fortem, który został wpisany na listę UNESCO. Nie interesują mnie fortyfikacje. Widok z ulicy na fort wystarcza mi w zupełności.

Czerwony Fort

Zaczynam spacerować po uliczkach i obserwować ludzi: co robią, co jedzą, jak się zachowują, jak się ubierają - to jest to co uwielbiam robić podczas każdej mojej wyprawy!








Biorę taksówkę i proszę taksówkarza by zawiózł mnie do synagogi. Płacę z góry za kurs tam i z powrotem. Jeszcze  do niedawna synagogi i wszystko co związane z judaizmem stanowiło przedmiot moich zainteresowań. Nie wyobrażałam sobie nie zobaczyć tamtejszej synagogi. Jak się okazało byłam pierwszą osobą z Polski i pierwszą osobą z Europy nieżydowskiego pochodzenia, która przyjechała by ją zobaczyć. Żona rabina, która oprowadziła mnie była bardzo sympatyczną osobą i z chęcią odpowiadała na moje pytania. Obok synagogi znajduje się niewielki cmentarz. Wszystkie inskrypcje są w języku angielski. Na niektórych jest widoczna Gwiazda Dawida.

wnętrze synagogi w Delhi

Wsiadam do tej samej taksówki i nagle okazuje się, że ... taksówkarz mnie gdzieś wywozi poza centrum. Patrzę z przerażeniem na niego i na swoje przerażone odbicie, które zobaczyłam w lustrze. Pytam się gdzie mnie zabiera ale odpowiedzi nie słyszę. Nagle wszystko jasne. Zabrał mi do jakiegoś odludnego sklepu z pamiątkami bym coś kupiła. Ceny jak z kosmosu. Wychodzę i udaję się do taksówki. Kierowca patrzy na mnie wzrokiem jakby chciał mnie zabić bo niczego nie kupiłam. Przypominam sobie, że na straganie rano kupiłam bluzkę z haftem. Wyciągam ją i mu pokazuję by przestał tak na mnie patrzeć. Cieszy się bo chyba myślał, że ją kupiłam w sklepie do którego mnie zawiózł, Nie staram się go wyprowadzić z błędu. Rozpoznaję drogę do centrum. W pewnym momencie taksówkarz mówi, że mam mu dopłacić i to sporo bo trasa jest dłuższa bo zabrał mnie do sklepu ( do którego nie chciałam wcale trafić!). Mam już dosyć! Wykorzystuję moment, że stajemy na światłach, otwieram drzwi i uciekam z taksówki. Pierwszy raz w życiu zrobiłam taką akcję i jestem z siebie bardzo dumna!

Wracam do hotelu i idziemy z Elizą na kolację. Pierwszy dzień a ile przygód!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz