wtorek, 24 listopada 2015

Filipiny: Tagaytay

Tagaytay jest uroczym miasteczkiem z jeziorem, w którego środku jest wulkan na zboczach którego mieszkają ludzie. Jest też dobrym pomysłem na jednodniowy wypad z Manili. 

Jak przeczytaliśmy w internecie autobusy odjeżdżają ze stacji Buen dia, która jest w pobliżu stacji Baclaran. Tyle w teorii. Praktyka nie do końca miała odzwierciedlenie w rzeczywistości...

Jedziemy metrem. Siada koło mnie mężczyzna i zagaduje. Pyta co robimy i gdzie jedziemy. Odpowiadam na pytania i pytam jaki jest jego cel pobytu w Manili. On z uśmiechem odrzeka, że biznes. Biznes? - patrzę z niedowierzaniem i mówię, że tutaj nie ma na czym robić biznesu. On jeszcze raz na mnie spogląda i mówi: tutaj wszyscy są nienormalni i wierzą we wszystko co się im powie. Można tu sprzedać absolutnie wszystko. Cóż powiedzieć. Chyba jest w tym trochę prawdy. Ludzie wierzą tu absolutnie we wszystko. 

Docieramy do stacji Baclaran. Mężczyzna z metra mówi nam w którą stronę mamy iść. Po drodze dla pewności pytamy się ludzi czy idziemy we właściwym kierunku. Zaczynają się problemy... Docieramy do głównej ulicy i nie wiemy co dalej. Okazało się, że Buen dia to nie jest żaden dworzec tylko jakiś punkt, z którego odjeżdżają autobusy. Problem polega na tym, że takich "punktów" jest wiele a ludzie nie mieli bladego pojęcia jak mamy iść. Podawali nam sprzeczne informacje. W końcu poszliśmy tam gdzie mówiła większość. Udało się - znależliśmy autobus. Rada dla podróżnych - autobus zatrzymuje się po prawej stronie przy McDonadzie. Dopiero ostatnia osoba chyba z 20 zapytanych nam o tym powiedziałam

Chociaż Tagaytay znajduje się jedynie 47 km na południe od Manili to ze względu na korki jedzie się w jedną stronę 2,5h. W autobusie jednak sprawnie działa klimatyzacja i ku naszemu zaskoczeniu puszczane są filmy ( często z angielskimi napisami), które niedawno były w kinach jak np. San Andreas. Cena to 78 PHP za osobę w jedną stronę. 

Docieramy na miejsce zmęczeni i głodni. Idziemy do restauracji, która wygląda rewelacyjnie. W dodatku było to pierwsze miejsce gdzie można było płacić kartą. Na wyglądzie niestety się skończyło. Jedzenie choć do tanich jak na warunki filipińskie nie należało nie zachwycało. W dodatku wszyscy filipińscy kelnerzy gapili się na nas cały czas jakbyśmy byli atrakcją turystyczną. 

Bierzemy motorową taksówkę ( 50 PHP) od osoby i docieramy do jeziora, z którego widać wulkan. Dobrze, że nie ruszyliśmy na piechotę jak początkowo planowaliśmy bo okazało się, że jechaliśmy prawie 30 min!!!

Docieramy do brzegu jeziora a tam... sami naciągacze próbujący nam wcisnąć wycieczkę na wulkan za 1500 PHP. Nie zgodziliśmy się - raz, że cena kosmiczna a dwa, że zanim byśmy dopłynęli byłoby już ciemno. Stwierdziliśmy, że odbijemy to sobie i polecimy na Teneryfę. 

Bierzemy motorową taksówkę do centrum miasta a następnie autobus, którym wracamy prosto do Manili. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz