niedziela, 2 marca 2014

Rio de Janeiro - Karnawał

Jak Rio to największy na świecie karnawał. Nie wyobrażałam sobie jechać do Brazylii w innym czasie niż właśnie w tym okresie.

Na karnawał przyleciałam z Argentyny. Z Buenos Aires miałam lecieć do Sao Paolo. Tam miałam mieć kolejną przesiadkę do Rio. Nie było jednak tak łatwo! Okazało się, ze w Sao Paolo są dwa lotniska. Przyleciałam na jedno a do Rio miałam lecieć... z drugiego, które było na drugim końcu miasta. O wszystkim dowiedziałam się, podobnie jak inni pasażerowie na miejscu!LAN - linia lotnicza, która jest stosunkowo dobra nie zapewniła nam transferu na drugie lotnisko. Był środek nocy. Autobus jadący na drugie lotnisko miał jechać dopiero za dwie godziny. Zaczepiłam dziewczynę z Francji i z Australii, które miały lecieć tym samym lotem. Wziełyśmy taksówkę w trójkę bo po podziale cena byłaby taka sama jak za autobus. Okazało się, że Australijka będzie występować na Sambodromie. Czekała na tą możliwość kilka lat. Głównym powodem były pieniądze na strój. Jak wspomniała cały strój z dowozem kosztował ponad $12 000!Czyste szaleństwo by wydać taką kwotę pieniędzy na strój na jeden wieczór. A może nie bo przecież marzenia są w końcu po to aby je realizować.

Podczas karnawału miasto tętniło - tysiące mieszkańców i turystów tańczyło i śpiewało wszędzie gdzie tylko było to możliwe: w autobusach, sklepach i na ulicach. Ludzie ubrani w najdziwniejsze stronie począwszy od stroju biblijnego Adama bo kowboja. Ulice zakorkowane, wszystkie bary powypełniane po brzegi. Większość miejsc usługowych jak poczty, urzędy czy banki pozamykana była aż do końca trwania karnawału. To obraz tego jak wyglądało miasto.

Bilet na karnawał kupiłam na oficjalnej stronie przez internet już w pazdzierniku. Odbiór możliwy był dopiero na miejscu parę godzin przed rozpoczęciem karnawału co miało zapobiec sprzedawaniu nielegalnych biletów. Cena różniła się w zależności od sektora i miejsca. W momencie gdy kupowałam bilet była awaria systemu i z mojej karty zostały pobrane pieniądze za 3 bilety. Przez kilka miesięcy mailowo próbowałam odzyskać ich zwrot - bezskutecznie - nie było bowiem odpowiedzialnej jednej osoby za stronę internetową i bilety. Na szczęście na miejscu udało mi się odzyskać pieniądze.

Karnawał rozpoczynał się o 21 a kończył się około 6 rano. Każdego wieczora występowało kilka szkół samby. Po każdej z nich była 15-minutowa przerwa.

Chociaż policja i wolontariusze byli na każdym kroku to byli oni całkowicie bezużyteczni. Większość z nich nie znała nawet podstaw angielskiego a na pytania turystów o drogę powrotną za każdym razem odpowiadali taxi!

Będąc w Rio napotkałam problemy z kartami płatniczymi, które zwyczajnie... nie działały. Można było nimi płacić w sklepach ale nie można było pobierać pieniędzy. Wiele osób, z którymi rozmawiałam napotkało na podobny problem. Choć miałam też dolary to nie mogłam ich wymienić bo kantory były nieczynne. Sytuacja była dramatyczna do tego stopnia, że choć teoretycznie miałam pieniądze to praktycznie nie miałam ich wcale bo nie mogłam nawet zapłacić za hostel nie wspominając o tym by dotrzeć na lotnisko. Dobrze, ze nie informowałam mojej mamy bo zwyczajnie przeżyłaby zawał serca. Napisałam do swojego najlepszego przyjaciela z Hong Kongu co zrobić w tej sytuacji. Maila dostałam prawie natychmiast pomimo różnicy czasu jakby przeczuł, że będę pisać. Prześlę Ci pieniądze przez Western Union brzmiała odpowiedz. Jestem uratowana pomyślałam po czym po chwili stwierdziłam, że nie do końca bowiem wszystkie oddziały są pozamykane z powodu karnawału. Z pomocą przyszedł mi Niemiec z hostelu, który miał pieniądze i który dał mi je w zamian za równowartość w dolarach.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz