Już od paru lat przymierzałam się do tego aby polecieć do Manili i zobaczyć jak wyglądają uroczystości Dnia Wszystkich Świętych. W końcu w tym roku udało się.
Dzień Wszystkich Świętych w Manili bardziej nastrojem przypomina karnawał w Rio de Janeiro aniżeli obchody Święta Zmarłych z jakimi mamy do czynienia w Polsce.
Na ulicach, zwłaszcza tych przy cmentarzu panuje jeden wielki wrzask. Ludzie przepychają się i przekrzykują nawzajem. W pobliżu cmentarzy oprócz kwiatów, których w sumie najmniej widzieliśmy można kupić absolutnie wszystko: lody, balony, zabawki dla dzieci, koszulki, zapalniczki, telefony komórkowe. Dla chętnych są również występy tancerzy i śpiewaków.
My udaliśmy się na Cmentarz Północny - największy bo odbywa się tutaj dziennie do 80 pogrzebów i najbardziej nietypowy bo oprócz zmarłych cmentarz zamieszkują także ludzie! Ze względu na panującą biedę ludzie w Manili mieszkają na ulicach, wysypiskach śmieci i co nie dziwi wcale cmentarzach. Co więcej żyjąc w tym ostatnim miejscu mają dach nad głową bowiem niektóre grobowce są piętrowe i ogromne. Dodatkowo niektórzy w zamian za opiekę nad grobami czy inskrypcje nagrobne dostają drobne wynagrodzenie.
Z wejściem nie mieliśmy żadnych problemów. Poproszono nas jedynie o pokazanie toreb i to wszystko. Nikt nawet nie doczepił się, że mamy ze sobą aparat.
''Mieszkańcy" cmentarza - nadzwyczaj sympatyczni ludzie - uśmiechali się do nas, zaczepiali i zagadywali. Nikt, w przeciwieństwie do innych części miasta nawet nas nie poprosił o pieniądze. Od samego początku do samego końca włos nie spadł nam z głowy.
Spacerując uliczkami cmentarza odnosi się wrażenie, że żyjącym wcale nie przeszkadza obecność zmarłych, wręcz przeciwnie - ani śmierć ani zmarli nie są dla nich tematem tabu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz